KP #60: Niesamowite historie Elizabeth Gaskell

Zapraszamy do wysłuchania nowego odcinka Karpiowego Podcastu, w którym Skura albo inaczej: Żarłok opowiada o Niesamowitych historiach Elizabeth Gaskell z Biblioteki Grozy wydawnictwa C&T.

KP #60: Niesamowite historie Elizabeth Gaskell

13 komentarzy do “KP #60: Niesamowite historie Elizabeth Gaskell

  1. Bardziej wyważona recenzja, biorąc pod uwagę wcześniejszą (Duchy i ludzie Wharton). Generalnie opowiadania Gaskell są dość trudne w odbiorze więc i tak komentarz raczej pozytywny. Nieco dziwię się, że największe wrażenie zrobiła na autorze podcastu „Szara Dama” bo to raczej nie klasyczne ghost stories, ale taka miłosno – awanturnicza historyjka, choć rzeczywiście trzeba przyznać że dość dobrze skonstruowana, trzymająca w napięciu i jak najbardziej nadająca się do odbioru dla współczesnego czytelnika – gdy już się człowiek wciągnie w to opowiadanie to nie ma mowy aby odpuścić…

    Zapowiadane są kolejne odcinki podcastu BG – Blackwood i Le Fanu. To już najwyższy poziom całej serii, szczególnie Blackwood. Pewnie dużo bardziej przypadnie recenzentowi do gustu niż Gaskell.

    1. Blackwooda już czytałem kilka opowiadań rozproszonych po różnych zbiorach i były to jedne z najlepszych tekstów w tych zbiorach :) Le Fanu chyba też. Ostatnio będąc na festiwalu Colours Of Ostrava w Czechach, gdzie nawet rok temu udało mi się zagrać piosenkę (Śrubki i Skurki na YT), w polskim miasteczku niedaleko granicy na targu staroci kupiłem Le Fanu Dom przy cmentarzu za 1zł! Dopiero jak wróciłem do domu zorientowałem się, że to drugi tom :) Teraz więc poluję na 1szy. Ostatnio jeszcze dostałem Wellsa „Cztery nowele grozy” {gdzie są ponoć pierwszy raz w PL wydane 3 teksty Wellsa} zapowiada się przednio.
      To opowiadanie o śniegu, co polecałeś, Blackwooda już przeczytałem w zimie – i było super.

      Więcej dobrego powiedziałbym o pierwszych opowiadaniach gdybym czytal to hurtem i więcej pamiętał. Szarą Dame czytałem ostatnią [najbardziej na bieżąco byłem] , no ale też najwyżej oceniam.

      1. 4 nowele grozy Wellsa jak dla mnie średnie utwory.

        Wracając do biblioteki grozy. Widzę, że lubisz czytać wybrane opowiadania – ja osobiście preferuje czytanie od deski do deski całe tomiki, przynajmniej jak czytam daną pozycje pierwszy raz. Jeśli miałbym coś szczególnie polecić to „Wielkiego Boga Pana” z tomu Inne światy Arthura Machena. Utwór długi jak na opowiadanie, lecz robi ogromne wrażenie. Po przeczytaniu trudno o nim zapomnieć. Jeśli by Machen więcej na tym poziomie opowieści napisał byłby zdecydowanym faworytem serii.

  2. Elizabeth Wharton?!

    Recenzja faktycznie mniej irytująca niż poprzednia odsłona (mnie się akurat EDITH Wharton bardzo podobała – bardziej niż Wilkins-Freeman i – o dziwo – Blackwood, który mnie rozczarował), nadal jest jednak więcej streszczania utworów (połowa z tego jest całkowicie zbędna, a i spojrzenie na fabułę zbyt współczesne) niż ciekawych wniosków ;)
    Mnie się akurat najbardziej podobała „Uboga Klaryska”. Cały zbiór jest ciekawy (ciekawy, bo świetnie odmalowane są obyczaje epoki) i bardzo klasyczny, więc dziś już trości myszką, ale dla mnie – jestem fanką Gaskell za jej powieści społeczno-obyczajowe – i jej „Niesamowite historie wspominam bardzo miło.

    1. Mniej irytująca? Dziwi mnie trochę takie podejście, bo zakładasz że jak ktoś ma inne zdanie (nawet nie zdanie tylko, że mu się coś nie podoba_ to Cię to irytuje? :) Uboga klaryska też dobra!

  3. Rozczarowanie Blackwoodem? Mocne słowa… Może w ponownej lekturze lepiej „siądzie”.

    Co do Wharton, też mnie urzekła, literacko zdecydowanie jeden z najlepszych tomików biblioteki grozy. Ogólnie może zauważyliści, że opowiadania kobiece z tej serii często podejmują problem równouprawnienia. Zresztą XIX wiek…

    1. „Wendigo i inne upiory” czytałam zaraz po „Duchy i ludzie”. Co do Wharton nie miałam żadnych większych oczekiwań, a spodobała mi się niesamowicie. Moje oczekiwania, co do chwalonego Blackwooda jeszcze przez to wzrosły.

      Tymczasem…
      Nie odmawiam autorowi pomysłów, nie odmawiam mu „czucia przyrody” – to jego wielki atut. Po zamknięciu książki naszła mnie jednak taka refleksja – być może to wrażenie wynika z takiego doboru utworów i umieszczenia w jednej książce, i gdybym czytała je rozsiane po antologiach odczucia byłyby inne – że Blackwood miał parcie na ratowanie swoich bohaterów (chyba tylko „Przejęcie” i „Wendigo” odstawały pod tym względem) i czasem to ratowanie wydawało mi się na siłę.
      Po drugie, mimo pomysłów i budowania napięcia, często to właśnie rozwiązanie (niewątpliwie ocalanie bohaterów to protegowało) psuło efekt całości, bo zamiast wynikać z przesłanek zawartych w fabule i poszczególnych scenach autor musiał mi je podawać wprost.
      U Wharton jednak bardziej widziałam przyczyny i skutki, które się ze sobą komponowały.

      Na tę chwilę z biblioteczki grozy na moim celowniku są Machen i Chambers.

      1. CIekawa opinia, przyznam ze z tej strony na Blackwooda nie patrzyłem pod względem ocalenia bohaterów.
        Co do opisów przyrody to rzeczywiście Blackwood jest wyborny.

        Machena jak najbardziej polecam. Pierwszy utwór jest porażający. Ciężko się pozbierać po „Wielkim Bogu Panie” , ale już nie będe zachwalał żeby zbytnio nie rozkręcać wymagań.

        Chambersa też polecam, choć z tego co pamiętam jest to dość nierówny zbiór – bodajże dwa świetne opowiadania i chyba 2-3 wyraźnie słabsze.

        1. O „Wielkim Bogu Panie” też czytałam wiele dobrego, ale przyznam, że bardziej wyczekuję „Białego ludu”. Gdzieś mi się o uszy obiło, że to o elfach.
          Tolkienowskich elfów za bardzo nie lubię, bardziej leżą mi takie, jakie opisała S. Clarke, a ostatnio miałam szczęście trafić na opracowany zbiór legend (głównie walijskich chyba) i jestem dosłownie oczarowana ich bogactwem: porywaniem dzieci, wabieniem śmiertelników do elfich kręgów, darami itp. Mam nadzieję, że Machen wpasuje się w mój gust.

          1. Jeśli lubisz elfy w literaturze to polecam z biblioteki grozy „Duch pani Crowl” Sheridana Le Fanu. Jedno opowiadanie nawet nosi tytuł: Dziecko, które odjechało z elfami.

            Co do Machena. „Biały lud” na pewno jest dobrym opowiadaniem, choć myślę że „Wielki Bóg Pan” jest utworem wybijającym się Machena, mistrzowsko skonstruowanym. Jak na mój gust „Biały lud” jest nieco za bardzo bajeczny, choć momentami też potrafi nieźle wstrząsnąć.

          2. A tak „Ducha pani Crowl” też mam w planach. Le Fanu już czytałam. „Stryj silas” był taki sobie, ale „Dom przy cmentarzu” bardzo mi się podobał, ze względu na przedstawienie społeczności małego miasteczka, bo prawdziwej grozy tam za wiele nie ma.

          3. (odpowiedź na post Żarłoka wklejona z złym miejscu za co przepraszam)

            Nie chodzi o inne zdanie, ale o sposób jego wypowiadania: dobór słów, ton głosu. Gdyby była to recenzja pisana, pewnie by mi to tak nie przeszkadzało. A tak miałam wrażenie lekkiego lekceważenia przez Ciebie autorki i książki (a biedna Wharton została nawet przechrzczona ;)).

            „Niesamowite historie” owszem są starociem i na tym polega ich urok (jak większości książek z biblioteki grozy). Naprawdę nie uważam, żeby potrzebna im była reklama w postaci uwspółcześniania fabuły. Swoją drogą w przepadku „Szarej damy” to ta reklama nie bardzo – zdradzasz ponad połowę fabuły, co odbiera – przynajmniej mi by odebrało – radość z czytania. Nie na tym polega recenzowanie ;).

            To, że bohaterka jest na salonach spięta wcale nie jest dziwne. Przecież wychowała się w młynie, wśród prostych ludzi. To naturalne, że pośród lepiej obytych, czuje się niepewnie.
            To jeden z mocniejszych punktów fabuły opowiadania – pokazanie, jak dziewczyna jest stopniowo osaczana przez przyszłego męża, rodzinę, u której mieszka i konwenanse. Określenie „wyluzowana”, które gdzieś tam pada, naprawdę wydaje mi się nie na miejscu. To dziewczyna, która tkwi głęboko w okowach wychowania i manier, gdyby było inaczej nie bałaby się odrzucić oświadczyn człowieka, który bardziej ją przeraża niż budzi miłość. Z tego samego powodu on uważa ją za idealną kandydatkę na żonę.
            Aha i Amante była pokojówką, a nie lokajką, co jest jasno pokazane.

          4. W moim przekonaniu audycje to miejsce na luzne duskusje i dygresje gdzie forma może sobie pojsc na drugie miejsce. i mozna sobie pozwalać na „wyluzowane słowa” :D
            właśnie chodzi mnie o to by podchodzić do literatury na luzie, ale OJEJKU JEJKU nie można używać potocznego języka! oj! ojoj! może nagrać mam z Szymasem audycje gdzie będziemy paradygmatować i analizować godzinę, której nikt nie bedzie słuchał? ;) Nagrywam swoje przemyślenia dot przeczytanych lektur i nie dbam i formę. TO nie Radio Program Pierwszy. A swoją droga posluchaj sobie Poczytalnych na TokFm to obaczysz jak tam gadają o ksiązakach :D
            o formę to ja dbam w ŻTV :D
            pokojówka/lokajka dla mnie to prawie to samo, w sumie marginalne znaczenie dla tej fabuły.
            pozdrawiam!

Możliwość komentowania została wyłączona.

Przewiń na górę